Kwiczoły i jarząbki są smaczne, bo jedzą jałowiec i jagody. Kwiczołów nie patroszono. Słonka ma unerwiony dziób, którym szuka w mule pożywienia. Mniej więcej tak wyglądają moje notatki z warsztatów z cyklu Smaki Wisły, w których we wrześniu miałam przyjemność wziąć udział.
Smaki Wisły. Cztery pory roku, bo tak brzmi pełna nazwa serii spotkań w wilanowskiej Villi Intrata, to projekt Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie skierowany do szefów kuchni, dziennikarzy i blogerów, mający na celu pokazanie znaczenia Wisły i jej związków z Warszawą, a zwłaszcza z Wilanowem w kontekście polskiej tradycji kulinarnej i w rytmie jaki życiu mieszkańców Wilanowa i okolic nadawały zmiany pór roku. Ważnym elementem działalności Muzeum jest historyczna rekonstrukcja kulinarna oraz rozwój i popularyzacja wyników badań naukowych dotyczących historii kuchni polskiej. Efekt tych prac to jest między innymi stale powiększająca się seria redakcji najstarszych polskich książek kucharskich Monumenta Poloniae Culinaria a także niezwykle ciekawe warsztaty i pokazy dotyczące historycznej kuchni polskiej.
Relacje z warsztatów z cyklu Smaki Wisły śledziłam już od dawna i ogromnie się cieszę, że mogłam wziąć udział w ich wrześniowej edycji, poświęconej iście jesiennym tematom: ptactwu wodnemu oraz ziemniakom.
Wrześniowe spotkanie rozpoczęliśmy od spaceru po przepięknych o tej porze roku ogrodach wilanowskich połączonego z wykładem pani ornitolog na temat ptaków, które można było spotkać w Wilanowie za czasów Jana III Sobieskiego (i które trafiały na jego stół) oraz tych, które obecnie zamieszkują dolinę Wisły. Wiedzieliście, że Sobieski w swojej ptaszarni posiadał nawet egzotycznego kazuara? Dziś być może nie robi to na nas dużego wrażenia, ale mówimy o XVII w., pomyślcie jak wtedy wyglądał transport! Z wykładu dowiedzieliśmy się również między innymi jak wyglądała tresura sokołów (i dlaczego były one tak cennymi ptakami), na jakie ptactwo polowano za czasów króla, co tak właściwie znajduje się w godle Polski i dlaczego usłyszeć od kogoś "ty ptasi móżdżku" to właściwie komplement. Cudownie spędzona godzina.
Pod koniec spaceru trafił nam się botaniczny bonus, na naszej trasie rósł bowiem grujecznik japoński, ciekawe drzewo, którego suche już o tej porze roku liście pachną.. pierniczkami lub jak kto woli watą cukrową :)
Kolejnym etapem wrześniowych warsztatów były wykopki w blogerskim ogródku (tak, tak, blogerskim ogródku - w ramach rekonstrukcyjno-popularyzatorskiej działalności Muzeum powstały ogrody nawiązujące do tradycji wilanowskich ogrodów warzywnych i fruktyfikujących, jednym z nich jest właśnie ogródek założony przez biorących udział w projekcie blogerów) oraz spotkanie z Krzysztofem Korolewiczem, dyrektorem firmy Europlant i członkiem stowarzyszenia Polski Ziemniak. Rozmawialiśmy o typach ziemniaków, o sposobach ich uprawy (nie do wiary, ale w Wilanowie po raz pierwszy widziałam owoce ziemniaka :D Odkąd pamiętam na działce moich dziadków rosły ziemniaki, jednak do tej pory nigdy nie zwracałam uwagi na te małe żółto-zielone owocki!) i najstarszych oraz najbardziej lubianych odmianach ziemniaków.
Pan Krzysztof zwrócił uwagę na ciekawą rzecz, a mianowicie na to, że dopiero od bardzo niedawna tworzy się nowe odmiany ziemniaków mając na uwadze przede wszystkim ich smak. Wcześniej zwracano uwagę właściwie jedynie na to, by hodować ziemniaki odporne np. na zarazę ziemniaczaną czy niesprzyjające warunki, smak zdecydowanie nie był priorytetem. Być może właśnie to jest powodem rozczarowań, kiedy już uda nam się zdobyć ziemniaki odmian zapamiętanych z dzieciństwa? Teraz ta Irga to już nie taka jak kiedyś! Zdarzyło Wam się to słyszeć? No właśnie.. Może zwyczajnie ziemniaki dostępne dzisiaj są po prostu smaczniejsze? A najlepiej smakują wspomnienia, wiadomo :)
O ziemniakach i ich najstarszych odmianach mówiły również Panie z Banku genów ziemniaka w Boninie. Panie przywiozły ze sobą ziemniaki najstarszej polskiej odmiany Świteź, wyhodowanej w 1902 r. (najstarszą odmianą w ogóle znajdującą się w Boninie jest pochodząca z 1861 r. Early Rose, czyli popularne amerykany), opowiadały również o hodowli ziemniaków in vitro. Te miniaturowe rośliny w probówkach robią na prawdę niezwykłe wrażenie, zerknijcie tylko na zdjęcie:
Po spacerach i wykładach przyszedł czas na warsztaty kulinarne, które prowadził Maciej Nowicki, "królewski kucharz", na co dzień zajmujący się w Wilanowie odtwarzaniem dań dawnej kuchni polskiej. Jestem pod ogromnym wrażeniem wiedzy szefa Macieja, którą chętnie dzielił się z uczestnikami warsztatów i pasji, którą naprawdę zaraża!
Zgodnie z tematem warsztatów zajęliśmy się przygotowywaniem potraw z dzikiego ptactwa oraz z ziemniaków. Na warsztat wzięliśmy gołębie, piersi bażanta, gęsie wątróbki oraz nogi perliczki. Przygotowaliśmy również przepyszne warzywne dodatki (mi szczególnie przypadły do gustu zółte buraczki z dodatkiem imbiru i innych aromatycznych przypraw) oraz oczywiście ziemniaki. Do dyspozycji mieliśmy między innymi ziemniaki odmiany Świteź, o której już wcześniej pisałam, ugotowaliśmy z nich znakomite, puszyste puree.
Moim hitem były faszerowane limonką gołąbki, rewelacyjne pieczone ziemniaki oraz deser. Gołąbki zaskoczyły mnie zupełnie - nigdy przenigdy bym się nie spodziewała, że mięso gołębia jest tak pyszne! Ziemniaki natomiast to niby zwykłe pieczone ziemniaki, natomiast były to najlepsze pieczone ziemniaki jakie miałam okazję jeść, nie mam pojęcia jak były przygotowane (jeśli czyta to ktoś, kto piekł te ziemniaki to baaardzo proszę o zdradzenie tajemnicy :)), ale pachniały dymem i smakowały niemal tak jak najprawdziwsze ziemniaki z ogniska, coś wspaniałego :)
Ja zaś trafiłam do grupy zajmującej się deserem, co bardzo mnie ucieszyło, bo desery to coś co w kuchni lubię robić najbardziej. Przygotowaliśmy biankę, czyli coś na kształt budyniu z ryżu, niezwykle ciekawy deser z długą historią. Podaliśmy go z karmelizowanymi z dodatkiem wina i cynamonu świeżymi figami, pistacjami, migdałami i winogronami. Prawdziwe łakocie :)
Z tego miejsca ślę serdeczne pozdrowienia Grażynce z bloga Grażyna gotuje oraz Krzysztofowi z Muzeum Toruńskiego Piernika z którymi miałam przyjemność pracować nad bianką :)
Nie byłabym sobą, gdybym po powrocie do domu nie zanurkowała w stare księgi i nie wyszperała kilku ciekawostek na temat bianki. Postaram się za jakiś czas napisać Wam na ten temat coś więcej i oczywiście podrzucić przepis :)
Podsumowując: warsztaty były cudowne! Bardzo podoba mi się podejście chefa Macieja do dziczyzny, który zaproponował przyrządzenie mięsa w możliwie najprostszy sposób, tak by nie zagłuszać naturalnego, dzikiego, lasem i wiatrem podszytego smaku i aromatu dziczyzny octowymi czy winnymi marynatami, furą jałowca i innych mocno aromatycznych przypraw. Naturalny smak i aromat podkreślaliśmy dodatkami takimi jak te cudowne, pachnące dymem z ogniska ziemniaki czy delikatne nuty cytrusowe. Bardzo lubię właśnie taki sposób przygotowywania dzikiego mięsa.
Dodatkowo przemiły czas spędzony w super towarzystwie, nowi i starzy znajomi (ogromnie cieszę się, że mogłam wreszcie na żywo poznać Grażynkę i Anię-Amber) i cudowne wilanowskie widoki, coś wspaniałego :) Mam wielką nadzieję, że w przyszłym roku ruszy podobny projekt i że również będę miała możliwość wziąć w nim udział :)
Super warsztaty, podczas których na pewno wiele się nauczyliście! Długo się zastanawiałam jak zgrać zespół pracowników w mojej firmie, aż w końcu wpadłam na pomysł, że również wyślę ich na podobne zajęcia. Dzięki temu ich relacje na pewno się wzmocnią.
OdpowiedzUsuń