Sypie się mąkę tak, by utworzyła
ogromną górę, górę Synaj albo i Ararat, i na szczycie się w niej
robi krater, ogromy oraz bardzo niebezpieczny, wystarczy bowiem
w niego lekko dmuchnąć, a następuje wielce malownicza
erupcja i wulkaniczne pyły wyrzucone w górę opadają na wszystko wokół,
pokrywając talerze, garnki, włosy i ubrania. Kiedy już wulkan jest całkiem gotowy,
do środka trzeba wbić jajka (...). Lawa wulkanu tak przygotowana,
lepi się w sposób złośliwy do palców, potem zostaje na całym ubraniu,
Natychmiast wówczas wykonawcę zaczyna swędzieć nos
lub coś opodal i musi się podrapać, zostawiając wulkaniczne ślady
na całej twarzy co jest dozwolone. Po podrapaniu się przychodzi faza druga.
Wtedy należy zawinąć rękawy i zburzyć wulkan, czyli spowodować
wylewy lawy i wybuchy pyłu, i uciapranie rąk po łokcie,
a potem włosów, całego ubioru, mebli i sąsiadów,
co się zwie urabianiem ciasta.
(...)
Sto, dwieście, jak się zdarzało za najlepszych czasów,
a potem więcej i więcej; układać w równych szeregach
niby bataliony i ruskie pułki, tak, żeby zajęły już wszystkie stoły,
blaty i kredensy, żeby leżały też na parapetach
i na podłodze, na czyściutkich ścierkach niby ogromne
śpiące wojsko.
Tomasz Różycki, Dwanaście stacji*.
Góry, chmury mąki, tuziny jaj i litry tłuszczu, godziny wybijania, wałkowania ciasta i wszystkie blaty usłane serwetami, chrustem czekającym na smażenie w skwierczącym tłuszczu. Pewnie wyolbrzymiam, ale tak utkwiło to w mej pamięci, w oczach małej dziewczynki smażenie chrustów to było ogromne wydarzenie.
A zresztą może nie wyolbrzymiam aż tak bardzo, Babcia przecież od zawsze powtarza, że dla mniej niż kila mąki rąk brudzić nie warto.. Smażenie chrustu to jedna z niewielu okazji, kiedy przy kuchni gromadziła się naprawdę cała rodzina, każdy miał swoje zadanie, nawet dziecko, zwykle od kuchni przeganiane - dziecko miało przewlekać faworkowe wstążki i przewlekało najpiękniej jak umiało, ależ dziecko było dumne z takiego dorosłego, odpowiedzialnego zadania! Dziecko przewlekało, Babcia smażyła i rządziła, Mama, Ciocia, Dziadziu - wszyscy uwijali się jak w ukropie, śmiali i próbowali przekrzyczeć łomot tłuczącego ciasto wałka, tłuszcz pryskał i się palił a góry faworków rosły w oczach. Na dzień smażenia chrustu się czekało, rozmawiało się o chruście, planowało na kilka dni wcześniej, dziś już sama nie wiem czy więcej w tym było radości czy myślenia o zmęczeniu, nerwach, bałaganie, wszak te góry mąki, litry tłuszczu, jednak.
To moje najmilsze wspomnienie związane z kuchnią - jedno z najmilszych, pełne ciepła, gwaru, słodkości. Wiem, że każdy się cieszył - ze spotkania, z dobrze wykonanej roboty, z pysznych faworków - dziś myślę jednak, że lepiej czasem trochę odpuścić - sobie i innym, warto ubrudzić ręce i w 30 dekach mąki, ale mieć jeszcze siły na uśmiech, mieć po wszystkim czas i siłę na rozmowę nad talerzem gotowego chrustu, przekrzyczeć łomot wałka wszak naprawdę niełatwo.. ;-)
Tak pisałam o smażeniu faworków w moim domu kilka lat temu na innym blogu :) A dziś? Nadal lubię to robić! :)
Pączki czy faworki?
Jedno jest pewne, w karnawale, a już na pewno na Tłusty Czartek musi być.. a jakże, tłusto! Musi się smażyć w głębokim tłuszczu! Jeśli mam być szczera to nie przepadam za tą zabawą, ale już same smakołyki smażone w głębokim tłuszczu uwielbiam i raz do roku się na nie skuszę.
Dziś faworki! Jeśli chodzi o faworki (wersja dla Małopolski: chrust ;)) to jestem bardzo wybredna, muszą być naprawdę doskonałe - kruchuteńkie, leciuteńkie, pełne pęcherzyków powietrza. Cały sekret tkwi w cieście i jego idealnym wyrobieniu (lub wybiciu wałkiem) a następnie maksymalnie cienkim rozwałkowaniu. Ciasto powinno być tak cieniutkie, by dało się przez nie czytać gazetę ;) Z tym ciastem tak się da!
Faworki albo chrust - przepis mojej Babci:
30 dag mąki
5 żółtek
2 łyżki cukru
3 łyżki kwaśnej śmietany
2 łyżki spirytusu
+ tłuszcz do smażenia (u Babci raczej smalec, ja smażę na oleju)
+ dużo cukru pudru
Zagnieść ciasto, wybijać wałkiem do momentu pojawienia się pęcherzyków powietrza czyli ok. 20 min. (albo po prostu dobrze wyrobić). Rozwałkować cieniutko, pokroić na paski, poprzecinać na środku, przewlekać, smażyć na złoto (czyli tak naprawdę bardzo krótko, kilka sekund z jednej strony) w głębokim tłuszczu z dodatkiem spirytusu, osączyć na bibułce. Posypać cukrem pudrem. Słodkie, kruchutkie :-)
*W 3 rozdziale 12 stacji mowa o lepieniu pierogów, fragment ten jednak jak ulał pasuje i do smażenia chrustów w domu moich Dziadków.
*W 3 rozdziale 12 stacji mowa o lepieniu pierogów, fragment ten jednak jak ulał pasuje i do smażenia chrustów w domu moich Dziadków.
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania!