Najlepiej smakuje to co je się raz do roku oraz to co jest możliwie najbardziej niedostępne. Wiadomo. Marcińskie rogale muszą więc smakować wprost rewelacyjnie. No o tym to wiedziałam doskonale od dawna, choć po raz pierwszy jadłam je równo przed rokiem. Kiedyś, kiedyś już nawet zdobyłam ten biały mak, ale jakoś tuż po Marcinie i zamiast schować i na rok zapomnieć, upiekłam z niego ciasteczka i z rogali znowu nici. A roku temu upiekłam i w tym roku musiałam upiec znów. To łakoć nad łakocie!
Zimowe półrocze, ten czas świętowań, tradycyjnego odpoczynku po pracowitym lecie, obfituje w smakołyki, które wyznaczają kolejne daty w kalendarzu. Uwielbiam sezonowość, dobrze czuję się w miejscu, w którym występują pory roku, uwielbiam łakocie jedzone w jeden, wyjątkowy dzień. Dobrze, że przypomnieliśmy sobie o gęsi i o św. Marcinie. I że wróciło świętomarcińskie wino. I że rogale ruszyły w Polskę, choć te jedyne oryginalne, wiadomo, tylko w Poznaniu. Wspaniale tak osładzać bury, ponury listopad :-)
Tegoroczne marcińskie rogale, podobnie jak i przed rokiem, piekłam z przepisu, który podała Lo, przepis pochodzi "ze źródła" czyli z jednej z poznańskich cukierni, które uzyskały certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego. Oryginalna receptura dopuszcza podobno użycie margaryny i orzeszków arachidowych, moje normy tego nie dopuszczają* ;-) więc rogale piekłam, jak podała Lo, na maśle i z orzechami włoskimi. Mimo, że tradycyjnych receptów lubię się trzymać dość ściśle, pozwoliłam sobie wtrącić tym razem swoje 3 grosze, czyli: dałam mniej masła - tak naprawdę to dlatego, że rok temu akurat tylko tyle miałam w domu, a że rogale piekłam w święto to wszystkie sklepy były zamknięte ;) - zmiana wyszła rogalom na dobre (ciasto wyszło naprawdę leciutkie i listkowało się jak należy) więc powtórzyłam, poza tym, ponieważ nie używam w kuchni olejków do ciast a esencji migdałowej nie mam, dla nadania aromatu użyłam kilku utłuczonych gorzkich migdałów, dodatkowo też pomacerowałam rodzynki użyte do nadzienia w amaretto. W przepisie mowa też o biszkoptach, warto upiec własne lub użyć, np. domowych podsuszonych amaretti, nie będą miały paskudnego sztucznego aromatu.
A jako ciekawostkę dodam jeszcze, że u czeskiej Sandtnerove również znajdziemy przepis na martinské podkovy, drożdżowe rogale, z nadzieniem dla odmiany z czarnego maku*, miodu i korzennych przypraw, widać Marcin gubił podkowy po całym świecie.. :-)
Marcińskie rogale - przepis z cukierni Piotra Koperskiego z Poznania, ze wskazówkami Lo (i z moimi zmianami) - 18 sztuk:
Ciasto półfrancuskie:
25 g drożdży
500 g mąki pszennej typ 500
60 g cukru
60 g masła
2 jajka
200 ml mleka
szczypta soli
+ 250 g masła
Nadzienie:
300 g białego maku
300 g cukru
60 g orzechów włoskich
60 g kandyzowanej skórki pomarańczowej**
60 g rodzynek namoczonych w kilku łyżkach amaretto (najlepiej na kilka dni przed pieczeniem)
9 gorzkich migdałów
150 g domowych amaretti (albo przyzwoitych biszkoptów)
50 g masła
2 jajka (lub 1 jajko + 1 żółtko)
+ lukier
+ orzechy włoskie
25 g drożdży
500 g mąki pszennej typ 500
60 g cukru
60 g masła
2 jajka
200 ml mleka
szczypta soli
+ 250 g masła
Nadzienie:
300 g białego maku
300 g cukru
60 g orzechów włoskich
60 g kandyzowanej skórki pomarańczowej**
60 g rodzynek namoczonych w kilku łyżkach amaretto (najlepiej na kilka dni przed pieczeniem)
9 gorzkich migdałów
150 g domowych amaretti (albo przyzwoitych biszkoptów)
50 g masła
2 jajka (lub 1 jajko + 1 żółtko)
+ lukier
+ orzechy włoskie
Z drożdży, części mleka, mąki i cukru zrobić rozczyn, mąkę wymieszać z cukrem i solą, rozetrzeć lekko z masłem (60 g), dodać rozczyn, jajka i resztę mleka, wyrobić gładkie ciasto, odstawić na 1 h do wyrośnięcia. Ciasto rozwałkować na prostokąt grubości ok. 1 cm, na 2/3 prostokąta rozsmarować 250 g masła. Złożyć na 3 części (jak list), najpierw część bez masła do 1/3, potem pozostałą 1/3. Zawinąć w folię, odłożyć do lodówki na 30 min. Po 30 min. ponownie rozwałkować na prostokąt, ponownie złożyć (tak samo), schłodzić, powtórzyć jeszcze 2 razy. Składamy zawsze po dłuższym boku, więc przed każdym wałkowaniem ciasto obracamy o 90' (krótszy bok z poprzedniego wałkowania ma stać się dłuższym po kolejnym wałkowaniu). Gotowe ciasto zwinąć szczelnie w folię i schłodzić przez noc w lodówce.
Mak namoczyć na noc w gorącej wodzie, rano dobrze odsączyć, zmielić z cukrem, gorzkimi migdałami, częścią orzechów i amaretti. Dodać pozostałe posiekane orzechy, skórkę pomarańczową i osączone rodzynki, jajko, miękkie masło, dobrze wymieszać. Jeśli masa jest bardzo gęsta można dodać dodatkowe jajko, jeśli zbyt rzadka - trochę pokruszonych amaretti.
Moze kiedys mi sie zechce zabrac za nie. Na razie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem skad bierzesz gorzkie migdaly. Zawsze zastanawia mnie ich uzycie w roznych recepturach.
Mi się wydawały mega trudne i pracochłonne i ok, pracochłonne nieco są, ale b. łatwo, ciasto półfrancuskie IMO jest o wiele przyjemniejsze w robieniu niż francuskie :-)
OdpowiedzUsuńGorzkie migdały, znam dwa źródła: krakowski Kleparz i Niemcy (na Stollen), no i all, warto tylko uważać żeby nie kupić pestek moreli podpisywanych jako gorzkie migdały .. Marzyłam przez lata o gorzkich migdałach, tyle się naczytałam o nich w tych przedwojennych książkach i muszę powiedzieć, że nie są przereklamowane :-)